- Justin, kochanie. –
spokojny głos matki wybudził mnie ze snu – Wstawaj bo spóźnisz
się do szkoły. - w odpowiedzi usłyszała tylko mój jęk
oznajmiając niechęć do podnoszenia się z łóżka.
Dziś ostatni dzień
przed przerwą wiosenną. -Justin proszę. Śniadanie już gotowe. -
powiedziała zanim całkowicie opuściła mój pokój.
Mimo ,że mam już
siedemnaście lat (a za kilka miesięcy kończę 18) ona nadal
traktuje mnie jakbym miał dziesięć i nie umiał sam się sobą
zająć. Kochała być nadopiekuńcza. Zawsze starała się jak
najlepiej opiekować mną i tatą, dopóki on nie odszedł od nas.
Mimoże była załamana nie poddała się i walczyła by wyjść z
tego. Jest dla mnie przykładem determinacji i dążenia do celu.
Pokazała mi ,że mimo wszystko ,cokolwiek się dzieje nie powinienem
odpuszczać i walczyć do końca mimo przeciwności losu. Mama w
zasadzie nie pracuje, chyba że dorywczo jako kelnerka w pobliskiej
restauracji prowadzonej przez jej znajomego. Mimo wieku była bardzo
energiczną kobietą. Wszędzie było jej pełno i o wszystkim
wiedziała na bieżąco. Podczas gdy pracowała udawało jej się
pogodzić role matki i pracownicy.
A ojciec? Ojciec nadal
utrzymuje z nami kontakt i pomaga nam jak tylko może. Dość często
nas odwiedza i wspiera finansowo.
-Justin Drew Bieber! Ale
to już biegiem na dół schodź! Jest za dziesięć siódma!
Spóźnisz się do szkoły!
Słysząc słowa matki
odsunąłem od siebie moje myśli o rodzinie i czym prędzej zacząłem
szykować się tak żeby zdążyć do szkoły ,i się nie spóźnić.
Kolejny raz.
Szybko wyciągnąłem z
szafy ciemne jeansy, szary podkoszulek i bluzę z kapturem. Na ramie
zarzuciłem plecak i zbiegłem po schodach.
Jest za pięć jeśli
pobiegnę szybko przez park może nie spóźnię się aż tak bardzo
żeby ten frajer od angielskiego znów wsadził mnie do kozy. Tak,
moje relacje z panem Turner'em nie są za przyjazne. Od początku
mnie nie lubił – zresztą z wzajemnością. Za każdym razem
starał się uprzykrzyć mi życie.
-Bieber, znów
spóźniony. Masz szczęście, dziś tylko dziewięć minut po
dzwonku. Nowy rekord? Ćwiczyłeś bieganie ostatnio? - zadrwił ze
mnie nauczyciel ,kiedy zdyszany wpadłem do klasy przepraszając za
spóźnienie. Zignorowałem jego chamską uwagę i ruszyłem w stronę
mojego kumpla, Ryan'a. Przywitałem go krótkim „siema” i zająłem
swoje krzesło na końcu klasy.
Do końca lekcji nie
zostało dużo – zaledwie 8 minut dzieli nas od upragnionego
weekendu i przerwy wiosennej. Razem z chłopakami mamy zamiar spędzić
te dwa tygodnie aktywnie. W pierwszym wybieramy się do ciotki Ryan'a
na wieś. Oj czuje ,że będzie się działo tam bardzo dużo.
-Uważajcie na siebie i
żebyście wrócili w jednym kawałku. Wszyscy. - powiedział
nauczyciel po dzwonku. Wypowiadając ostatnie słowo zatrzymał swoje
spojrzenie na mnie. Poczułem się dziwnie i niekomfortowo. W jego
oczach widziałem coś dziwnego. Coś czego wcześniej nie widziałem.
Zawsze oczy pełne nienawiści, złości i odrazy dziś były
przepełnione.. pożądaniem? Nie wiem sam dokładnie, może tylko mi
się wydawało.
-Bieber słuchasz mnie w
ogóle? - głos przyjaciela zmusił mnie do wybudzenia się z transu
i oderwania wzroku od profesora.
-Co? Mówiłeś coś do
mnie? - zapytałem będąc jeszcze rozkojarzonym.
-Mówiłem ,że przyjadę
po ciebie o dwudziestej więc lepiej żebyś był już gotowy bo nie
będę czekał na twój książęcy tyłek. - zaśmiał się Ryan –
Dokładnie o dwudziestej zero trzy odjadę spod twojego domu. Z tobą
lub bez ciebie. - zaśmiałem się na jego słowa.
To będzie nasza
najlepsza przerwa wiosenna. Coś czuję ,że wydarzy się tam wiele
ciekawych rzeczy ,których nigdy nie zapomnimy.
**********************
Pierwszy rozdział za nami.
Jest krótki, dziwny i taki jakiś monotonny? Tak. Zdecydowanie.
Nie martwcie się - rozdział drugi powinien pojawić się szybciej.;)